tomik IV - "Serce Poety"
1-9, 12, 13: Warszawa 10,11: Świnoujście |
fragmenty:
„UPOJENIE” Wkroczyłem w komnatę upojenia, Ciałem wstrząsnął trzask zamykanych drzwi. Świat ów spoił jawę i marzenia, Z ciemnych kątów dobiegł mnie chichot drwin. Czułem jak wokół mnie tańcowali, Szyderczo śmiejąc się zza swych masek, A pląsem umysł mój zatracali; W klepsydrze mózgu złocił się piasek... Jeszcze mnie bodli wspomnieniem czaru, Co zmysły me zaćmił przeklętą mgłą, Ale nadzieję pokładłem w Graalu, Któren obmył mnie z grzechu świętą Krwią. I jużem umknął piekielnym błaznom, Kierując swe kroki w kolejny krąg. Myśli wbiłem w bezpowrotność ciasną, Niewidzialnej rzeki poniósł mnie prąd. Szklisty wzrok utkwiłem we włosów czas, Muskam nim ciała tajemną przestrzeń, Do źródła pragnień przybliżam swą twarz, Upajam się złotym liści deszczem. I w otchłań płuc moich gorejących, Wtłaczam kwiecistego ogrodu woń. W ciemnościach słabą świecą się tlących, Szykuję swą duszę na serca zgon. Zamykam powieki śniegiem ciężkie, Duszną macką oplatam płomienie. Ścieżki pod stopami coraz węższe, Szkarłacą się krwią ostre kamienie. Zsuwam się w czeluść lodowych ogni, Znika już z oczu niezdobyty szczyt. Wyschnięte wargi chłoną smak kropli, A życie wycieka z otwartych sznyt. I coraz głębiej w ten chaosu wir, Zapadam się w sobie czarną dziurą, Duszę się pętlą z moich własnych żył, Podciętych ostrym poezji piórem. I gdy już stała przy mnie siostra śmierć, Z jej objęć namiętnych wyrwał mnie blask Światłości nagłej co jak bieli czerń, Zanurzył w moim mózgu szeptu wrzask. Zalał neurony milionem ostrzy, Wbijając się w spokój jak szpila w wosk, I poniósł się echem smutku okrzyk, Tamując piętna samotności złość. *** „AGONIA” Krzyk. Upadek. Biczowanie. Strużki krwi ściekają z pleców. Oskarżyli o kochanie, Choć nie było we mnie grzechu. Dali krzyż drewniany nieść, Moja kara i mój kres. W sercach ich zagłady pieśń, Jam niewolnik, mniej niż pies. Cóżem ludzie wam uczynił, Czyż przestępstwem Miłość jest? Sędzia usta tylko skrzywił, Dłoniom swym uczynił chrzest. „Smutna jest dusza moja Aż do śmierci.” Któż wypowiedział te słowa? „Ostatni będą pierwsi.” Znów upadłem pod sumieniem, Które wbiło twarz mą w piach. Każą podnieść znów to brzemię, A od szczytu bije blask. Więc znów wspinam się na czaszkę, Gdy w mej własnej słów potoki. Z twarzy zrywam oszustw maskę, W ustach czuję smak posoki. „Ojcze jeśli to możliwe, Niech mnie kielich ten ominie”, Słyszę cudzą tę modlitwę, Chociaż z moich ust dziś płynie. „Wszakże nie jak ja chcę, Ale jak Ty.” Słowa te zbawcze, Wznoszą mnie na szczyt. Nie, to nie słowa, to ręce katów, Wykręcają ramiona wlokąc mit, Żywy wciąż jeszcze, lecz wkrótce bez śladu, Zniknę ze świata do mroku krypt. „Ojcze jeśli kielich ten wypić muszę, Niech się stanie wola Twoja.” Niechaj gorycz oczyści mą duszę, I zabłyśnie Twej chwały zbroja. Już mnie kładą na mym drewnie, Wodą kropią, bym nie przespał męki. W dłoni kata młot leży pewnie, Gdy gwóźdź przystawia do lewej ręki. Co czuje Człowiek przez ludzi spętany, Niewinnie rozpięty w upale słońca, Czując chłód gwoździa co w dłoń wbijany, Niechybnie zbliża ku życia końca. Już i prawica do drzewa przybita, Gałęzią się staje zrosłą na wieki. Opada z trzaskiem krwawa przyłbica, Cierpienia niosąc nieznany przepych. Stopy me spletli w jeden korzeń, Kolejny gwóźdź kruszy kości sęki, A w moim sercu myśli Boże, A w moich ustach słowa podzięki. Tak oto ciało, drewno i metal, Jedną spojone siłą. Oprawcom mym Ojcze, proszę, przebacz, Bo nie wiedzą co czynią. Tłum nieświadom swego losu, Szydzi i kpi, Głusi na świętość mego głosu, I mojej krwi. Wycierpiałem katusze ich obelg, Pozwoliłem prowadzić się jak jagnię, By z tego krzyża co jest mym grobem, Wyszeptać ofiarne: „Pragnę.” A ból tak kwitnąc kwiatem czerwieni, Zradza zwątpienie mieszając zmysły, Gdy tęczą barw wśród gwiazd się mieni, Co na początku ze mnie wytrysły. „Eloi, Eloi, lamma sabachtchani, Czemuś mnie Boże mój opuścił?” Gorycz z kielicha spływa po krtani, Jam już mym wrogom winy odpuścił. Czując pełznący kres agonii, Skłoniłem głowę na pierś, Słysząc już okrzyk anielskiej dragonii, Rzekłem: „Wykonało się!” I usłyszałem pieśni Chórów wiersze, Zamarł obraz Niewiasty pod powieką. Do Ojca wołam: „W Twoje ręce, Powierzam ducha mojego...” *** „ŁZY” Jak jęk szczenięcia nad matki ciałem, Rozdartej jak cisza ludzkim strzałem, Jak skowyt żałobny w noc gwiaździstą, Co nutą cierpienia serce ściska; Jak oczy dziecka w martwych ciał tłumie, Otwarte jak wieko w pustej trumnie, Jak setki trupów gnijących w dole, I cmentarzyska sieroca boleść; Jak czernią zlepione pióra mewy, Niezdolnej wznieść się by czerń tę przeżyć, Jak niema skarga konających fok, Kolejny zagłady ludzkości krok; Jak tryskająca krew Matki Ziemi, Z przebitych grzechem jej gniewu trzewi, Jak licznych Chrystusa ran udręka, Jak grzesznik skruszon co przed Nim klęka; Jak śmierć odległa gdy pragniesz śmierci, Tańcząca pośród niewinnych dzieci, Tak mnie przejmują łez Twoich krople, I w sercu naszym cierpienia sople; Jak ust Twych cisza gdy pytam o ból, Jak na ranę duszy rzucona sól, Jak głosu Twojego zaprzeczenie, Gdy w sercu naszym czuję cierpienie; Jak żywopłotu Twych myśli ciernie, Kiedy krwawiąc przedzieram się przez nie, By znaleźć źródło słonych strumieni, I zatkać je Syzyfa kamieniem; Więc nie płacz już proszę, obejmij mnie, Pozwól Światłem mym przegonić ten cień, Który padł zwątpieniem na duszę Twą, Sięgnij po tkwiącą w naszym sercu moc. |